Türkiye'ye hoşgeldiniz, czyli "Witamy w Turcji" - takimi słowami przywitał mnie kierowca odbierający mnie z lotniska w Ankarze i chyba dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że faktycznie i nieodwołalnie stanęłam przed nowym kulturowo-językowym wyzwaniem. Stało się, jestem w Turcji!!!!
Jak wyglądają pierwsze skojarzenia z Turcją przeciętnego Polaka (w tym także moje)? Wiadomo- słońce, morze, palmy i przede wszystkim CIEPŁO! No cóż, najwyraźniej w moim przypadku nic nie może być takie proste. W Ankarze trafiłam mianowicie na zaspy śniegu, zmrożone ulice i -8 stopni, co podobno dla tego regionu absolutnie nie jest zimowym standardem. Ech, mam straszliwe deja vu z pierwszych dni w Gruzji, gdzie też przybyłam w zimę stulecia... i z pierwszych lodowato zimnych dni w na ogół łagodnej Genewie... czyżby ciążyło na mnie fatum sprawiające, że gdzie tylko się pojawiam, trafiam na pogodowe anomalie? No cóż, w każdym razie odnotowuję spory postęp- tutejsze mieszkanie oraz biuro są solidnie zbudowane i mają porządne ogrzewanie, więc mrozy tym razem nie powinny tak okrutnie dać mi się we znaki.
Pierwsze wrażenia z Ankary? Ogromne, głośne, ruchliwe, rozsiane na chyba tysiącu wzgórz miasto, które w dodatku chwilowo stało się śnieżno-lodową pułapką. Jeden z pierwszych wniosków- konieczny będzie choćby podstawowy kurs j. tureckiego, bo jeśli się gdzieś zgubię w gąszczu jednakowo wyglądających ulic i budynków, wszystkich opisanych kompletnie mi obcymi długaśnymi nazwami, to znajdą mnie dopiero przy odwilży....
W mieście, gdzie większość ulic idzie albo pod górkę albo z górki, takie pokłady zmrożonego śniegu to nic zabawnego |
Tyle śniegu to ja w tym roku nawet u nas nie widziałam! |
Takie skupiska jednakowo wyglądających domów ciągną się w każdą stronę aż po horyzont |
zawiozłaś zimę do Turcji...:-)
OdpowiedzUsuń