Nie jest mi tak do końca łatwo żyć w kilkumilionowym tureckim mieście i nie wszystko mi się bezkrytycznie podoba. Różne aspekty dnia codziennego związane ze stłoczeniem ludzi w jednym skupisku i z odmienną mentalnością mają niestety też swoje niefajne strony. Jedną z takich irytujących rzeczy jest "sprawa śmieciowa", która bardzo mnie tutaj drażni. Problem jest w zasadzie bardzo prosty i wiąże się z totalnym brakiem koszy na śmieci na tureckich ulicach (bo choć ja odnoszę się do Ankary, to zaobserwowałam, że to samo zjawisko występuje w mniejszym lub większym natężeniu właściwie wszędzie).
Można iść kilometrami i przy odrobinie pecha człowiek nie uświadczy miejsca, gdzie mógłby normalnie wyrzucić papierek, opakowanie po papierosach czy zużytą chusteczkę do nosa. Co zatem robi przeciętny tubylec? Oczywiście rzuca wszystko pod nogi i idzie dalej. Niejednokrotnie byłam świadkiem sceny, gdy po wypiciu kawy czy napoju moi koledzy rzucali kubeczek lub butelkę prosto na chodnik jakby to było coś oczywistego. Ja niestety mam straszne opory przed takim postępowaniem i choć widzę, że prawie wszyscy tak robią, to chyba prędzej ręka mi uschnie niż zacznę rzucać wszystko na ziemię, no nie mogę tak i już!
Skoro nie ma koszy, to trzeba sobie radzić inaczej |
Naprawdę nikomu to nie przeszkadza? |
Fontanna jest idealnym miejscem na pozbycie się śmieci |
Nie rozumiem, dlaczego nikogo nie razi taki widok na głównej ulicy |
Wesoła ekipa w akcji- sprzątanie ogromnych bulwarów tylko takim sprzętem to praca z lekka syzyfowa... |
Kosz na śmieci to czasem tylko dekoracja |
System wynoszenia i wywożenia śmieci też jest osobliwy. Mam jakieś dziwne wrażenie, że wynoszenie worka ze śmieciami do stojącego na ulicy dużego pojemnika jest zajęciem co najmniej drugiej kategorii (a może nawet uwłaczającym godności), bo nikt z lokatorów samodzielnie tego nie robi. Na każdym z nowszych osiedli funkcjonuje standardowo instytucja "gospodarza domu", który poza sprzątaniem, naprawami i pilnowaniem stanu budynku zajmuje się także takimi rzeczami jak robienie zakupów dla lokatorów oraz właśnie wynoszeniem śmieci. Wystarczy zatem wieczorem położyć worek na wycieraczce, żeby magicznie teleportował się do osiedlowego kubła. Tam, gdzie funkcja gospodarza domu nie istnieje, albo gdzie do kontenera jest za daleko, worki ze śmieciami układane są po prostu na chodniku w jedną wielką piramidę, z nadzieją, że jeżdżąca w nocy śmieciarka się nad nimi zlituje. Faktem jest, że w dużej części system ten działa jak trzeba, choć mniejsze odpady często zostają i walają się potem po chodniku w nieskończoność.
W nocy przyjedzie śmieciarka i zgarnie ten stos... albo i nie... |
Taki ogromny wór nierzadko ciągnięty jest przez dzieci |
Jedno z dzikich wysypisk-sortowni |
To już paranoja z tą ochroną przed terroryzmem, by śmietniki usuwać. A terrorysta (odpukać) zawsze znajdzie sposób by coś explodować. Efekt, brudne ulice i brak nawyków. Bo wiadomo, niewygodnie chodzić z woreczkiem swoich śmieci aż jakiś kubeł się znajdzie. Bardzo dobrze opisałaś ten problem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to tylko taka wymówka, żeby uzasadnić istniejący system. Nawet po tylu miesiącach nie jestem jednak w stanie zrozumieć, dlaczego ludziom nie przeszkadza otoczenie pełne takiego syfu.
UsuńW Chinach jest niestety bardzo podobnie - i ja też chodzę ze śmieciami, a nie rzucam pod nogi jak lokalsi.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że to my Europejczycy jesteśmy jacyś dziwni....
UsuńW Londynie w centrum swego czasu własnie też z powodu zagrożeń bombowych nie było koszy. To lata temu gdy między innymi IRA była bardzo aktywna. Być może już sie to zmieniło, nie wiem dawno nie byłam w Londynie :)
OdpowiedzUsuńNiestety jak widać brak koszy nie przeszkadza terrorystom w organizowaniu skutecznych zamachów :(
Usuń