Kiedy pierwszy raz wybierałam się do Stambułu, wszyscy powtarzali mi, że obowiązkowym punktem do zwiedzenia jest tzw. Błękitny Meczet. Ponieważ jednak nieco sparzyłam się na równie mocno rekomendowanej świątyni Hagia Sophia (szczegóły TUTAJ), do pomysłu zwiedzania Błękitnego Meczetu także straciłam zapał. Dopiero podczas kolejnej wizyty w Stambule doszłam do wniosku, że nawet jeśli zabytek jest przereklamowany, to jednak powinnam wyrobić sobie zdanie na podstawie samodzielnej obserwacji. Czy warto było?
Błękitny Meczet na tle błękitnego nieba |
Sultanahmet Camii, popularnie nazywany Błękitnym Meczetem, z zewnątrz wygląda imponująco. Sześć minaretów, ogromny dziedziniec i widoczna już z daleka kopuła musiały stanowić nie lada wyzwanie dla XVII-wiecznych budowniczych.
Tak potężne rozmiary budowli nie są zresztą przypadkowe- Sułtan Ahmet I miał ambicję postawienia świątyni, która swą wspaniałością przyćmi stojącą obok Hagia Sophia. I chyba mu się udało, bo Błękitny Meczet przykuwa wzrok i stanowi tło do co najmniej tylu samych malowniczych turystycznych zdjęć, co wspomniana wyżej bizantyjska budowla. Sultanahmet Camii powstawał siedem lat (1609-1616) i po ukończeniu stał się najważniejszą ottomańską świątynią, służącą sułtańskiemu dworowi ulokowanemu w pobliskim pałacu Topkapı. Nazwę "błękitny" wziął od swojego najbardziej charakterystycznego elementu- ponad 21 tysięcy ręcznie malowanych we wzory roślinne kafli robionych w manufakturach w Izniku, którymi wyłożone jest wnętrze sali modlitewnej. Niewiele zresztą brakowało, aby przez produkcję tych kafli przemysł ceramiczny upadł, gdyż sułtan zażądał pierwszeństwa dla swojego zamówienia i zakłady musiały ograniczyć produkcję innych wyrobów do czasu usatysfakcjonowania władcy i zapłacenia przez niego rachunku. Z budową meczetu wiąże się jeszcze inna anegdota (choć niekoniecznie prawdziwa)- podobno sułtan miał pomysł, aby wszystko było w nim oszałamiające i "-naj", w związku z czym wymyślił, aby projektowane minarety miały kolor złoty (tur. "altın"). Architekt inaczej zrozumiał słowa władcy, przyjmując polecenie jako "altı", czyli "sześć"... i stąd sześć smukłych wież w tradycyjnie białym kolorze.
Widok od strony głównego wejścia- jeden minaret akurat w remoncie |
A tu widok od strony Hagia Sophia |
Przed głównym wejściem kolumny przywiezione przez wojska osmańskie z Egiptu |
Zatłoczony główny dziedziniec na planie kwadratu z krużgankami nakrytymi 24 małymi kopułami |
Główny dziedziniec w nocy |
Tyle historii, przejdźmy teraz do podstawowych informacji o zwiedzaniu. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Sultanahmet jest na liście 99% turystów odwiedzających Złoty Róg. Oznacza to, że nawet poza sezonem do meczetu jest kolejka, która zależnie od pory dnia i tygodnia zajmuje od pół do nawet półtorej godziny i nigdy się nie kończy. Po drugie zabytek ten nadal pełni funkcje świątynne, zatem codziennie po wezwaniach do modlitwy jest zamykany przed zwiedzającymi na co najmniej godzinę, natomiast w piątki dostępny jest dla turystów dopiero po południu, a do południa wpuszcza się tylko wiernych. Dlatego warto jest zapoznać się z informacją o godzinach otwarcia wystawioną na planszach przed wszystkimi bramami, żeby nie doznać rozczarowania. Kolejna ważna informacja- Błękitny Meczet nie pobiera opłat za zwiedzanie, dlatego nie dajcie się naciągnąć chodzącym wzdłuż oczekujących turystów "majfrendom", którzy oferują bilety i ominięcie kolejki. I jeszcze jedna ważna rzecz- aby wejść do meczetu, konieczny jest stosowny strój (zakryte ramiona i co najmniej kolana, brak wyzywających dekoltów, dla kobiet obowiązkowo okryte włosy). Ubiór jest starannie sprawdzany przez służby porządkowe, więc nie ma szans ominąć tych zasad, istnieje natomiast możliwość wypożyczenia przed wejściem chusty dla okrycia głowy.
Kiedy już odstoimy swoje, okryjemy odpowiednio ciało i wstrzelimy się we właściwe okienko czasowe, niesieni tłumem stajemy w przedsionku wejścia do meczetu. Tutaj zobowiązani jesteśmy zdjąć obuwie i (inaczej niż w większości meczetów) nie zostawiamy go przy wejściu, lecz chowamy do otrzymanej folii i nosimy ze sobą. Dzieje się tak dlatego, że wychodzić z meczetu będziemy już w zupełnie innym miejscu i wracanie tutaj po obuwie powodowałoby kolejne zamieszanie. Po ostatnich przygotowaniach wchodzimy wreszcie do upragnionej wielkiej sali,.... i jest efekt "wow!". Meczet jest ogromny, a słynne ceramiczne kafle naprawdę są piękne. Trochę brakuje im intensywności błękitu, ale to dlatego, że światło sączy się 260-cioma małymi okienkami filtrującymi wszystko na żółto. Wysoka na 43 metry główna kopuła zachwyca kunsztowną mozaiką, wnęki i kolumny rywalizują o miano najpiękniej udekorowanych..... Efekt "wow!" utrzymuje się tak długo, jak długo patrzymy w górę. Trwałby dłużej, gdyby nie dziesiątki innych osób, które są w tej wielkiej sali z nami. I które głośno rozmawiają, pozują do zdjęć (grupowych i selfie), przesuwają się jak wielkie morskie fale, popychają wszystko na swej drodze, pocą się i zagęszczają i tak już ciężkie powietrze. Do tego jeszcze wielojęzyczne głosy przewodników, uwagi ochrony pilnującej, aby nikt nie wszedł za barierki do części przeznaczonej na modlitwę, wzajemne poszukiwanie się członków rodzin.... Kurcze, w którymś momencie cały nastrój pryska.
Podsumowując: Błękitny Meczet jest piękny. Myślę, że warto go obejrzeć. Ale warto wiedzieć, że nie można nastawiać się na ekstatyczne przeżycie z gatunku czystego piękna. Atmosfera w środku to skrzyżowanie targowiska ze ścianką zdjęciową. Na szczęście są w okolicy inne meczety, które choć może mniej popularne, maja w sobie wiele piękna i oferują ten klimat, którego w Sultanahmet mi zabrakło. Ale to już temat na całkiem inny wpis....
większość znanych zabytków tak ma. Szkoda... ale z drugiej strony - fajnie, że tak wielu ludzi ma okazję stanąć oko w oko z architektonicznymi cudami.
OdpowiedzUsuńNo tak, masz rację, w większości popularnych miejsc można tylko pomarzyć o spokojnym zwiedzaniu... mnie najbardziej irytuje nawet nie ilość zwiedzających, tylko to, że ludzie nie potrafią się w takich miejscach zachować.
UsuńPiękne miejsce. Zawsze interesowała mnie architektura a to przykład prawdziwego cudeńka architektonicznego. Fajnie,że mogłaś go zobaczyć
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, takie miejsca na długo zostają w pamięci.
Usuń