czwartek, 7 grudnia 2017

Leki z tureckiej apteki


Co wiecie o tureckich aptekach? Ja wiem jedno- jest ich mnóstwo. Na każdej ulicy, każdym osiedlu, w każdej miejscowości spotkać można ogromne ilości wielkich, czerwonych liter "E", będących skrótem od "ECZANE", czyli właśnie "apteka".



Turcy apteki uwielbiają. Kiedy ktoś ma objawy chorobowe, inni wysyłają go co prawda do lekarza, ale tak naprawdę wiadomo, że idzie się przede wszystkim do apteki. Aptekarz ma wysłuchać, poradzić, znaleźć specyfik, zaproponować najlepsze rozwiązanie. Do lekarza idzie się tylko wtedy, gdy człowiek już naprawdę fatalnie się czuje i podejrzewa, że będzie potrzebował specjalistycznych badań, zwolnienia albo innych skomplikowanych procedur. Całą resztę załatwia się bezpośrednio w aptece. Ja zresztą przekonałam się na własnej skórze, że w przypadku anginy, grypy i tym podobnych chorób sezonowych nie ma wielkiej różnicy czy idzie się do lekarza, czy nie- w obu przypadkach kończy się najczęściej antybiotykiem, po który i tak musimy iść do "eczane". Co ważne, w Turcji leki kupuje się bez recepty - dotyczy to zarówno medykamentów najprostszych, jak i wspomnianych antybiotyków, środków antykoncepcyjnych, wspomagaczy typu viagra, a nawet psychotropów- więc to aptekarz ma się znać na tym, co sprzedaje. Jak łatwo się domyślić, efekt uboczny systemu jest taki, że apteki w miejscowościach turystycznych masowo oblegane są przez wczasowiczów, którzy korzystają z okazji uzupełnienia strategicznych zapasów. Turcja jest też szeroko znana ze swoich podróbek różnych produktów (zajrzyjcie TUTAJ) i choć osobiście się z tym zjawiskiem nie spotkałam, czytałam o całej palecie sprzedawanych zupełnie oficjalnie "zamienników" popularnych leków.

Czytałam niedawno opracowanie sprzed pięciu lat, w którym liczbę aptek w Ankarze szacowano na ponad 2000, a w Stambule na ponad 5000 (kolejne na liście były Izmir z 1700 i Antalya z prawie 1000 aptek). Przewidywano wtedy, że liczby te podwoją się w ciągu 15 lat. (cały raport TUTAJ). Nie znalazłam świeższego dokumentu, ale obserwując tureckie ulice jestem przekonana, że prognozy były trafne.Nie da się przejść ulica tureckiego miasta i nie trafić na wielkie, czerwone "E".

Poza tym turecka apteka to nie tylko leki. To jednocześnie sklep kosmetyczny, drogeria, sklep z akcesoriami dla dzieci, wyrobami ortopedycznymi, a czasem nawet sklep z całą linią produktów spożywczych. Najczęściej te wszystkie gadżety stłoczone są na małej powierzchni i robią trochę wrażenie "sklepu z mydłem i powidłem". W sumie jak w Polsce. :)


Zamiast "przychodzi baba do lekarza" w Turcji powinno być "przychodzi baba do apteki..."

Zadanie: określ, ile aptek widzisz na zdjęciu....

... a tutaj? Można się pomylić o 3 ;-)

2 komentarze:

  1. Ciekawy wpis! Aż wierzyć się nie chce, ile aptek!
    W Quebec sprawa wygląda ociupinkę podobnie- też w lzszejszej chorobie idzie się do aptekarza (jeden i drugi i tak zaleci, by pic dużo wody i dopiero, gdy symptomy nie ustąpią lub się pogorszą wrócić po coś mocniejszego) a w cięższej do lekarza oraz apteki to nie tylko leki, również mydło i powidło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, dwa końce świata a jakie podobieństwa!

      Usuń

Najpopularniejsze posty na blogu