środa, 9 września 2015

Miasto Afrodyty

"Od zawsze" uwielbiałam klimaty antyczne. Starożytna Grecja czy Rzym były dla mnie fascynujące i nie przebiła ich nigdy żadna inna epoka historyczna. Dlatego wizyta w niektórych regionach Turcji, gdzie kilka tysięcy lat temu bujnie kwitła cywilizacja antyczna, jest dla mnie jak spełnienie dziecięcych marzeń. Dzisiaj będzie właśnie o jednym z takich miejsc.


Takie widoki gwarantuje tylko antyk ;-)



Afrodyzja (Afrodisias), bo o niej mowa, położona jest w prowincji Aydın, niedaleko miasta Karacasu, jakieś 100 km od Morza Egejskiego i 80 km od Pamukkale (zatem warto- tak jak my to zrobiliśmy- włączyć do zwiedzania oba punkty). Ogromną zaletą tego miejsca jest kompletny brak turystów- w czasie naszej kilkugodzinnej wizyty spotkaliśmy może z 50 osób, co na tak ogromnym terenie, jaki udostępniony jest do zwiedzania, zupełnie nie rzuca się w oczy. Mogliśmy więc robić do woli zdjęć bez tłumu psujących ujęcia statystów w tle oraz bez przeszkód napawać się antyczną atmosferą.


Plan tej części Afrodyzji, która udostępniona jest zwiedzającym.
Do odkopania i zbadania pozostało jeszcze dużo więcej....

Najpierw krótki rys historyczny: Sama osada istniała w tym miejscu już od czasów neolitycznych, jednak rozwój miasta przypadł na II w. p.n.e, kiedy to najbujniej zaczęła kwitnąć na tych terenach kultura antyczna. Niestety w VII w.n.e. Afrodyzja stała się ofiarą potężnego trzęsienia ziemi, po którym nigdy już się nie podniosła i powoli popadła w ruinę. Niewiele wiadomo o późniejszych dziejach tego miejsca, drobne prace archeologiczne prowadzone były tu od XIX wieku, ale dopiero od 1961 roku rozpoczęto wykopaliska na dużą skalę, których efekty można podziwiać dzisiaj.


Profesor Kenan Erim- jeden z głównych archeologów zajmujących się Afrodyzją-
spoczywa niedaleko głównej bramy starożytnego miasta

Jak sama nazwa wskazuje, Afrodyzja poświęcona była bogini miłości Afrodycie i to jej kult rozwinął się tutaj najintensywniej. Imponujące ruiny świątyni Afrodyty podziwiać można niedaleko od wejścia do miasta, poprzedzone są one tetrapylonem, czyli ogromną ozdobną bramą miejską. Już w tym miejscu miłośnicy starożytności (ze mną na czele) popadają w zachwyt, bo pomimo rozległych zniszczeń widać wyraźnie, jak kunsztownie wykonane były te budynki. Zdobiące je wcześniej figury przeniesiono do muzeum, ale marmurowe kolumny z ozdobnymi zwieńczeniami są po prostu przepiękne.


Tetrapylon- efekt "wooow" murowany

Część południowo-wschodnej bramy miejskiej

Pozostałości głównej sali w świątyni Afrodyty




















Kolejnym naszym przystankiem był stadion- budowla absolutnie unikatowa. Przede wszystkim wrażenie robi jego rozmiar- 270 na 60 metrów, 30 rzędów siedzeń, łącznie mógł on pomieścić do 30 tysięcy widzów. Jest to jeden z największych i najlepiej zachowanych stadionów z czasów antycznych- chodząc po nim ma się wrażenie, ze wystarczyłoby kilka prac kosmetycznych i znowu można by z niego korzystać! A kiedy wchodzi się na trybunę przeznaczoną dla VIPów, od razu uruchamia się wyobraźnia i prawie słychać okrzyki publiczności dopingującej antycznych lekkoatletów!



Imponujący widok w prawo...

... i jeszcze bardziej imponujący widok w lewo

Siedzenia dla VIPów były podpisane!





















Ze stadionu przenieśliśmy się do Łaźni Hadriana i w okolice agory- centralnego placu miejskiego. Tutaj po raz kolejny ogromny podziw wzbudza rozmach, z jakim to wszystko było zbudowane, ale także ogrom pracy, jaki archeolodzy musieli włożyć w odkopanie i doprowadzenie do porządku tej części miasta.


Budynki łaźni zachowały się całkiem nieźle

Przecudne zdobienia kolumn- przykład modelowy jak z książki o architekturze antycznej!

I pomyśleć, że te napisy mają ponad 2000 lat
Jaki cudem archeolodzy to wszystko odkopali?

Widok na agorę i odeon





















Następny w kolejce był teatr- absolutna wisienka na torcie. Jest to kolejna budowla w stanie tak doskonałym, że aż trudno uwierzyć, że liczy sobie ona ponad 2000 lat. Pisałam już wcześniej, że w Afrodyzji turystów było jak na lekarstwo- dzięki temu mogliśmy bez przeszkód poćwiczyć nasze talenty aktorskie na antycznej scenie i powyobrażać sobie, jak oklaskuj nas ponad 1700 widzów, a potem bez pośpiechu obejść wszystkie zakamarki i obejrzeć piękne rzeźbione dekoracje.


Teatr jak marzenie

Spore tłumy mogły się tutaj pomieścić- a kamienne siedzenia elegancko zachowane do dzisiaj!

Wyjście ze sceny za kulisy






















Po bardzo długim czasie z trudem oderwaliśmy się od teatru i powoli zaczęliśmy zmierzać ku wyjściu. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Sebasteion- budowlę w całości poświęconą boskiej Afrodycie i ukazującą ją jako matkę cesarskiego domu oraz udekorowaną przepięknymi płaskorzeźbami. A na zakończenie pozostało nam przyjemnie chłodne muzeum (cóż za kontrast z 33-stopniowym upałem!), w którym zgromadzono najcenniejsze wykopane figury, rzeźby i inne artystyczne elementy. 


Bogato zdobiony budynek Sebasteionu

Po prawej posąg Afrodyty

Muzeum pełne jest takich płaskorzeźb





















Jako podsumowanie mogę tylko napisać, że wizyta w Afrodyzji okazała się dużo bardziej interesującym przeżyciem, niż na przykład odwiedziny w słynnym ateńskim Akropolu. Dlatego jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję zajrzeć do tego miejsca, nie przegapcie tej szansy! A jeśli chcecie poczytać sobie więcej o Afrodyzji, TUTAJ znajduje się strona poświęcona jej w całości.




10 komentarzy:

  1. fantastyczne widoki, uwielbiam takie miejsca! szkoda, że tego jeszcze nie odwiedziłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sama piszesz- "jeszcze". Przyjdzie i na Afrodyzję czas!

      Usuń
  2. To jest wszystko niesamowite. Ja w ogóle jestem wielbicielką ruin ;) Chciałabym to kiedyś zobaczyć osobiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie sądziłam, że trafię w takie miejsca (w ogóle nie mieściło mi się w głowie, że trafię do Turcji!), więc też masz dużą szansę, że trafisz tam zupełnie znienacka!

      Usuń
  3. Nie przepadam za starozytnymi ruinami ale Twoj opis i brak turystow mnie przekonal. Jak tylko wiosna zawita na dobre miasto Afrodyty znajdzıe sie na naszej liscie wycieczek. W koncu daleko nie mamy :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli się nie jest miłośnikiem ruin, to warto się tam wybrać na spacer/piknik- strasznie żałowałam, że nie mieliśmy ze sobą kanapek, żeby sobie zrobić ucztę na scenie lub widowni amfiteatru :)

      Usuń
  4. Mnie tak samo jak Emilkę zachwycił brak turystów :D Trzeba przyznać, że im mniej ludzi, tym lepiej chłonie się całą starożytną atmosferę takich miejsc :) W Efezie czy właśnie na Akropolu przy ciągłym odgłosie fleszy i okrzykach turystów trochę ciężko skupić się na zwiedzaniu ;) Muszę sobie zapamiętać to miejsce, z chęcią je prędzej czy później odwiedzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, brak turystów sprawił, że to miejsce było niesamowicie magiczne- w odróżnieniu od Efezu, gdzie miałam ochotę zacząć mordować rozwrzeszczany tłum! ;-) Koniecznie się tam wybierz- warto!

      Usuń
  5. Wow, super! O Afrodyzji słyszałam wiele, nawet wysyłałam tam moich turystów przygotowując im trasy - a sama nie odwiedziłam tego miejsca. Koniecznie muszę nadrobić, tym bardziej że jadąc "ode mnie" fajnie byłoby połączyć to tak jak piszesz z Pamukkale i Hierapolis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadrabiaj, nadrabiaj! Na pewno gdybym miała do wyboru Afrodyzje albo Efes, to ani sekundy bym się nie zastanawiała (na korzyść A oczywiście). Połączenie z Pamukkale wydaje mi się optymalne, choć Ty chyba masz już tego miejsca po dziurki w nosie ;-)

      Usuń

Najpopularniejsze posty na blogu