Choć oficjalnie wakacje jeszcze się nie zaczęły, sezon można już uznać za otwarty, bo pogoda kusi ciepłem i słońcem. Naszło mnie zatem na wpis typowo wakacyjny, będący wspomnieniem z jednego z moich najfajniejszych tureckich weekendów. Kto wie, może po tym wpisie Wy też skusicie się na wypad do nadmorskiej Alanyi?
Wspomnień czar... |
Dla przypomnienia- Alanya to miasteczko położone nad jednym z tureckich czterech mórz (więcej TUTAJ), w samym sercu tzw. Riwiery Tureckiej.
Jest to typowy wakacyjny kurort w stylu polskiego Pobierowa, z dużą ilością hoteli o różnym standardzie, knajp, dyskotek, budek ze wszelkim rodzajem plastikowo-tekstylnego szmelcu zwanego szumnie "pamiątkami" i tym podobnych wakacyjnych atrakcji. Z uwagi na fantastyczny śródziemnomorski klimat, miejscowość jest idealna do spędzenia tu urlopu, zrelaksowania się na plaży i zapomnienia o bożym świecie. I taki był właśnie nasz zamysł spontanicznego, przedłużonego weekendu w Alanyi- nie spieszyć się, nie robić nic konkretnego, poleniuchować, popluskać się w morzu i basenie, zażyć kąpieli słonecznych, naładować baterie....
Cała plaża tylko dla siebie- aż kusi, żeby zrobić coś głupiego ;-) |
Plan całkowitego i nieprzerwanego trzydniowego leniuchowania w naszym przypadku był kompletnie nierealny, bo po połowie dnia spędzonej przy basenie nogi już same rwały się do choćby drobnej wycieczki. Postanowiliśmy zatem obejrzeć Alanyę z lotu ptaka (no, prawie) i zdobyć miejscowe wzgórze z malowniczymi pozostałościami zamku. Ruiny może same w sobie urodą nie powalają, ale widoki z nich rozciągają się po prostu genialne! Przepiękne ujęcia udało się nam także uchwycić w drodze powrotnej (bo o ile na wzgórze dowiózł nas miejski autobus, o tyle wracać postanowiliśmy już pieszo), a dzień zakończyliśmy pyszną turecką kolacją w jednej z lokalnych knajp (w hotelu tez oferowano nam "tradycyjną" kolację, ale towarzyszył jej bardzo podejrzany pseudo-folklor, więc woleliśmy sobie zorganizować coś sami).
Na tym wzgórzu znajdują się ruiny zamku |
Dobrze, że nie trzeba wdrapywać się po tych skałach |
Jak widać, z zamku nie zachowało się wiele |
... ale widoki i tak bardzo malownicze! |
Jedna z zachowanych baszt w drodze na dół |
Mury obronne otaczające twierdzę |
Alanya gdzie okiem sięgnąć |
Dla takich widoków warto tam było wejść! |
Drugi dzień zaczął się obowiązkowym pluskaniem w basenie, a później wybraliśmy się na piesze odkrywanie innej lokalnej atrakcji- jaskini Damlataş (czyli "kapiący kamień"), będącej jak się łatwo domyślić miejscem kumulacji stalagmitów, stalaktytów i innych form naciekowych. Nie jest ona szczególnie duża, ale naprawdę urocza, szczególnie jeśli uda się do niej trafić w czasie, gdy turyści masowo udają się na lunch i można w spokoju i w chłodzie sobie odpocząć. Lokalizacja jaskini jest też bardzo przyjemna, bo tuż przy samej Plaży Kleopatry, najbardziej znanej plaży Alanyi. Oczywiście wykorzystaliśmy ten fakt, zażywając przez resztę dnia kąpieli wodnych i słonecznych, a wieczorem obserwując zabawne wygibasy fotografów i zakochanych par (więcej TUTAJ).
Pięknie... i chłodno! |
Plaża Kleopatry w całej swej rozciągłości |
Wejścia strzeże władczyni jak żywa |
A na plaży luksusu godne Kleopatry ;-) |
Ostatni dzień poświęciliśmy na spacer po Alanyi, wizytę w porcie i w kocim miasteczku (do poczytania TUTAJ). O fenomenie portu i kiczowatych stateczków napiszę innym razem, teraz jedynie wspomnę, że wywarły nas nas piorunujące wrażenie ;-) Wieczór spędziliśmy na odkrywaniu Alanyi w wersji nocnej, taka też ma swój romantyczny urok!
Przypadkowo wybrany dom, całkiem ładny, prawda? |
Romantyczne okolice portu |
Baszta portowa |
A teraz jeszcze sprawy techniczne- do Alanyi najłatwiej dostać się samolotem, przy czym nie każdy wie, że nie trzeba już korzystać z oddalonego o 120 km lotniska w Antalii, bo tuż pod Alanyą działa lokalne lotnisko Gazipaşa obsługiwane przez kilku operatorów. W ten sposób jest bliżej, szybciej i taniej. Z lotniska regularnie kursują busiki podwożące pod dworzec (stronka do rezerwacji TUTAJ), biura podróży mogą też zorganizować podwiezienie do hotelu. Samo znalezienie hotelu to też żaden problem, my swój namierzyliśmy przez booking.com, ustawiając wybrane parametry (basen, śniadanie, WiFi, bliskość plaży). Alanya oferuje tutaj tyle opcji zakwaterowania, że na każdą kieszeń i każde wymagania coś się bez problemu znajdzie, nie trzeba nawet szukać ze specjalnie dużym wyprzedzeniem (no, chyba, że trwa akurat jedno z tureckich świąt, wtedy obłożenie hoteli będzie znacznie wyższe! w tym roku najbliższym takim świętem będzie Ramazan Bayram 25-26 czerwca). natomiast po miasteczku poruszać się można pieszo lub regularnie kursującymi, niedrogimi miejskimi autobusami.
Lotnisko Gazipaşa- małe, ale bardzo wygodne w obsludze |
PS.- W Alanyi mieszka na stałe polska blogerka Skylar, która opisuje swoją codzienność na TYM blogu. Prowadzi również polskie biuro podróży Alanya Online, które oferuje cały szereg atrakcji dla osób mających ochotę na wycieczki po interesujących zakątkach Turcji- szczegóły znajdziecie na TEJ stronie. Miałam okazję poznać Ją osobiście i gorąco polecam, bo tak sympatyczny i profesjonalny kontakt to ciągle jeszcze rzadkość!
To dokąd teraz? :) |
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Cieszę się, że udało nam się w Alanyi poznać i spędzić trochę czasu wspólnie na konsumpcji tureckich przysmaków i rozmowach :) Zapraszam ponownie!
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością skorzystam, jeśli los znowu zaprowadzi mnie w Twoje strony!
UsuńOficjalnie dla maturzystów już dawno wakacje się rozpoczęły. Tak samo dla wielu osób które dostały jeszcze wcześniej urlop.
OdpowiedzUsuńNo tak, ale idąc tym tropem, to wakacje są cały rok, bo na przykład ja w tym roku na urlopie byłam w marcu :)
Usuń