Kiedy mowa jest o muzyce klasycznej, przychodzą nam na myśl poważne symfonie, walce, marsze, etiudy, sonaty, koncerty i tym podobne utwory muzyczne. Właśnie takie skojarzenia miałam, kiedy zaproszona zostałam na koncert tureckiej muzyki klasycznej (Klasik Türk müziği) odbywający się w Edirne. O ja naiwna! Wieczór okazał się... ekhm... nad wyraz specyficzny...
Niepokój co do charakteru koncertu zrodził się we mnie w chwili, gdy zobaczyłam zestaw instrumentów przygotowanych na scenie. Stały tam różnej wielkości bębny, piszczałki i instrumenty strunowe zbliżone wyglądem do mandoliny lub dziwnej gitary. Nie bardzo to wyglądało na zestaw odpowiedni do grania symfonii! Wtedy też okazało się, że owszem, będzie to muzyka klasyczna, ale w rozumieniu tureckim- czyli klasyka dworów sułtanów Osmańskich.
Koncert muzyki klasycznej na dworze osmańskim (źródło: internet) |
Po pierwszym utworze stwierdziłam, że w sumie nie jest źle.
Nie jestem fanką współczesnej muzyki tureckiej (turecki pop brzmi dla mnie jak wkurzony osioł ciągnięty przez kogoś za uszy w nieregularnych odstępach czasu), ale prezentowana przez zespół muzyka tradycyjna brzmiała całkiem nieźle. Co prawda miałam nieodparte wrażenie, że każdy instrument gra coś zupełnie innego, ale po dłużej chwili adaptacji do nowego doświadczenia słuchowego całość brzmiała zaskakująco przyjemnie.
I wtedy na scenę wszedł ON. Pan Śpiewak. I zaczął wykonywać jeden po drugim kilkanaście utworów, burząc moją całą sympatię do tureckiej muzyki klasycznej. Brzmiało to, jak gdyby śpiew odbywał się nie do wtóru muzyki, a wbrew niej, w dodatku całość wykonywana była w tak dziwnej tonacji, że stanowiła spory dyskomfort dla moich nieprzyzwyczajonych uszu. Wiedziałam, że tak śpiewać jest wielką sztuką, ale nijak nie mogłam wczuć się w klimat. Końcowe oklaski były z mojej strony wyrazem nie tyle podziwu, co ulgi, że już po koncercie. Posłuchajcie sami:
Po koncercie poczułam jednak trochę wyrzutów sumienia, że przynajmniej trochę nie zapoznałam się z fenomenem, jakim jest Klasik Türk müziği i postanowiłam nadrobić te braki. Dlatego teraz wiem już, że:
- inną nazwą tego nurtu muzycznego jest "klasyczna muzyka osmańska" i rozwijał się od XIV do XIX wieku na dworze sułtana w Stambule i innych dużych miastach w czasach Imperium Osmańskiego;
- podczas tworzenia utworów czerpano z elementów kultury zarówno z wschodniej jak i zachodniej, więc maja one bardzo niepowtarzalną strukturę;
- muzyka polega na zebraniu kilku instrumentów (lutnia, flet, skrzypce, cytra, bębenek), do dźwięku których wkomponowuje się następnie solowy śpiew;
- tradycyjny śpiew jest sztuką niezwykle trudną, bo odbywa się w około 20 skalach modulacji głosowych (na dworach osmańskich skal tych było nawet 119)- zgodnie z filozofią suficką każda z nich reprezentuje inny stan duchowo-psychologiczny; poszczególnych skali próbowano nawet używać w sposób usystematyzowany do leczenia różnych chorób duchowych;
- w języku fachowym klasyczną muzykę turecką określa się mianem heterofonii, która polega na równoczesnym wykonywaniu melodii głównej i jednej lub kilku jej improwizowanych wersji.
Podsumowując- moje nieodparte wrażenie "kociej muzyki" okazało się bardzo słuszne, bo rzeczywiście turecka muzyka klasyczna sprowadza się do kontrolowanego chaosu. Nie jest łatwo jej słuchać, ale wydaje mi się, że w wersji bez solisty jest znośna nawet dla nieszczególnie przyzwyczajonego ucha, natomiast wersja z solistą to już poziom tylko dla koneserów. I tak na zakończenie proponuję jeszcze jeden kawałek, przywodzący na myśl sułtańskie pałace i ogrody.
Dziękuję :) Właśnie zyskałam nową inspirację, a także krótki wgląd w turecką muzykę :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę! Słuchałam u Ciebie muzyki chińskiej i wiem, że turecka to przy niej mały pikuś ;-)
Usuń