sobota, 17 czerwca 2017

Mój turecki bilans




Dzisiejszy wpis jest elementem "projektu letniego" Klubu Polki na Obczyźnie, podczas którego zastanawiamy się, jak zmieniało się z upływem czasu postrzeganie przez nas kraju, do którego zaprowadził nas los. Cały projekt śledzić możecie na stronie Klubu TUTAJ.








Moje patrzenie na Turcję dzieli się na dwa etapy: "przed" i "po". W 2015 roku wyruszałam do tego kraju z ogromnym bagażem oczekiwań, stereotypów i wrażeń ze wcześniejszych spotkań z Turkami, sądząc, że wiem wystarczająco dużo, żeby się w tym kraju szybko odnaleźć. Faktycznie, odnalazłam się całkiem szybko, choć jak to zwykle bywa, już po krótkim czasie życie zweryfikowało moje wcześniejsze nastawienie. Czasami na plus, czasami na minus.
Jak wygląda mój turecki bilans?



Turcja zdobyta! 



LUDZIE

Wyjeżdżałam do Turcji goniona stereotypowymi przekonaniami o Turkach nie szanujących kobiet, głośnych i mających we krwi chęć oszukania wszystkich dookoła. Byłam przekonana, że trafię do świata facetów w typie macho i kobiet skrywających się za hidżabami, nie mających własnego zdania i poddańczo wpatrzonych w swoich panów i władców. Taki obraz wykreowały w moim umyśle przede wszystkim liczne spotkania z berlińskimi Turkami, doprawione szczyptą wiedzy z tureckich telenowel.
A teraz wiem już, że Turcy mieszkający w krajach europejskich i Turcy mieszkający w Turcji to dwa różne światy. Owszem, kobiety i mężczyźni funkcjonują w Turcji jakby w nieco równoległych rzeczywistościach, ale nie spotkałam się z brakiem szacunku lub lekceważeniem tylko dlatego, że jestem kobietą. Tureckie kobiety też są różne- faktycznie wiele nosi chusty, ale nie oznacza to wcale umysłowego zniewolenia, jak mi się wcześniej wydawało. Ku swojemu zdziwieniu napotkałam wiele osób bezinteresownie miłych i pomocnych.
W kontekście zawodowym potwierdził się natomiast stereotyp Turków niepunktualnych, aroganckich i nie dotrzymujących słowa- rozmaitymi obiecankami bez pokryć mogłabym zapełnić całkiem gruby zeszyt! Potwierdziły się też moje przypuszczenia dotyczące nieformalnej hierarchiczności tureckiego społeczeństwa- jest w nim tyle subtelnych różnic i zasad, że trzeba być naprawdę dobrym w odróżnianiu pustych frazesów od prawdziwych myśli.


ISLAM
To kolejna wielka obawa i kolejny mit, z którym musiałam się rozprawić. Islamem straszono mnie najbardziej i choć starałam się nie wkręcać, to pozostało we mnie jakieś takie przeświadczenie, że wszyscy będą mnie na siłę nawracać albo patrzeć na mnie wilkiem z powodu moich chrześcijańskich korzeni.
Nic takiego się jednak nie wydarzyło, owszem, islam jest w tureckiej rzeczywistości dominujący, ale nie ma realnego wpływu na relacje między jego wyznawcami i "obcymi". Nie ma też religijnego przymusu. Właściwie sytuacja była odwrotna, bo to ja wypytywałam o znaczenie różnych islamskich świąt i symboli. Z jednym z kolegów w pracy wiele razy dyskutowałam o różnicach w naszych religiach i opracowaliśmy nawet "backdoor pact"- jeśli ja znajdę się w katolickim niebie, to zaproszę go tam tylnymi drzwiami, a jeśli on trafi to muzułmańskiego raju, to zrobi to samo dla mnie ;-) - ale tak na serio, Turcy, z którymi miałam do czynienia na co dzień, okazali się otwarci i pełni szacunku dla innych.

KRAJ i POGODA

Kiedy spoglądałam na mapę kraju, przekonana byłam, że zostanę skazana na tkwienie w Ankarze, bo jest z niej wszędzie daleko. Jednak pomimo swego ogromu, Turcja okazała się zaskakująco łatwa  do opanowania od strony podróżniczej- drogi szybkiego ruchu, samoloty i wygodne autokary doprowadziły mnie, dokąd tylko chciałam.
Z drugiej strony Turcja okazała się turystycznie dużo mniej ciekawa, niż mi się wydawało. Niestety, nie jestem typem turysty, który byłby szczęśliwy wylegując się tydzień czy dwa non stop na plaży. Ja mam duszę odkrywcy i uwielbiam oglądać nowe rzeczy. A w Turcji... bezkonkurencyjna jest oczywiście Kapadocja z jej księżycowym krajobrazem, ale już na przykład majestatyczne meczety są piękne, lecz wszystkie wyglądają podobnie. Z innych historycznych miejsc największe wrażenie zrobiły na mnie pozostałości rzymskich miast, którymi obficie usiane jest tureckie wybrzeże... i to chyba tyle. Myślę też, że problemem okazała się skala, gdyby wszystkie fajne miejsca Turcji stłoczyć na mniejszej przestrzeni, to byłby "efekt wow", jednak przy konieczności kilkusetkilometrowej podróży dla zobaczenia skrawka czegoś ciekawego, całość się jakoś rozmywała.
Acha, a Turcja skąpana cały rok w słońcu to kolejny mit! Wszystko zależy od miejsca, gdzie będziemy przebywać, ja w Ankarze przeżyłam ostrą zimę dużo bardziej uciążliwą niż w Polsce!

JĘZYK
Moje patrzenie na język nie zmieniło się ani na jotę- i przed wyjazdem do Turcji, i podczas mieszkania w niej stwierdziłam, że nie widzę najmniejszego sensu się go uczyć. Język jest raczej trudny, ze skomplikowaną gramatyką, choć przynajmniej wymowa jest w miarę prosta. Opanowałam najprostsze wyrazy umożliwiające komunikację w życiu codziennym, a oprócz tego w zasadzie wszędzie byłam w stanie dogadać się po angielsku lub niemiecku. Myślę, że tylko perspektywa pozostania w Turcji jako w kraju docelowym (nie ma takiej opcji!) lub założenie rodziny z Turkiem (to mi nie grozi!) mogłaby zmusić/zmobilizować mnie to nauki tureckiego.

JEDZENIE

Ha, dopiero pobyt w Turcji uświadomił mi, że "nasz" europejski kebab to wcale nie jest kebab! (po szczegóły zapraszam TUTAJ). Nie zmienia to jednak faktu, że poza kilkoma potrawami nieszczególnie przekonałam się do tureckiego jedzenia, bo ma wszystko, czego nie lubię- dużo mięsa, papryki, czosnku i ostrych przypraw. 

BEZPIECZEŃSTWO
Wyjeżdżałam z dużymi obawami- okradną, oszukają, porwą. Na miejscu okazało się, że jest bezpieczniej, niż w Polsce (ha! stosowana przed wiekami polityka obcinania ręki za kradzież dała wymierne efekty!). Później miały miejsce duże zamachy terrorystyczne w Ankarze i Stambule, a jeszcze później nastąpiła nie do końca jasna próba puczu. Na ukoronowanie sytuacji nastąpiło słynne tureckie referendum zmieniające rozkład politycznych sił. I cóż... jako turystka w typowych miejscach odwiedzanych w celach wypoczynkowych czułabym się dziś w Turcji zupełnie bezpieczna. Moim zdaniem kurorty nie były i nie są celem toczącej się w Turcji wewnętrznej walki. Jednak uczciwie powiem, że nie chciałabym obecnie być mieszkanką Ankary czy Stambułu, gdzie pełno jest celów politycznych i wojskowych. I boję się coraz ostrzej brzmiącej retoryki tureckich władz, boję się populistycznych haseł i religijnych odniesień wplatanych w przemówienia. 


Podsumowując- mój turecki bilans uważam za pozytywny, pełen ciekawych doświadczeń. Moje spostrzeganie tego kraju bardzo się zmieniło po czasie tam spędzonym. Czy chciałabym wrócić? Na krótko tak, na stałe nie- świat ma przecież jeszcze tyle innych interesujących miejsc do odkrycia!
 

1 komentarz:

Najpopularniejsze posty na blogu